Sobota - o 7 już pobudka i Uniwersytecka Zadyszka na Kampusie Morasko w Poznaniu tym razem jednak po drugiej stronie barykady - kibic i pomiar czasu :)
Zawody z tej perspektywy odbiera się całkiem inaczej - mniej stresu i osobiście jak dla mnie mniej emocji, bo nie biegł nikt bliski memu sercu :P
Frekwencja dopisała :) Pogoda również - słońce z minuty na minutę aż do samego końca mocno nas przygrzewało. Trochę żałowałem, że nie wystartowałem, ale co za dużo to nie zdrowo :) PAMIĘTAJCIE. Przede mną był jeszcze długiiiii dzień :)
Wesele Agaty i Miłosza :) trzeba było zachować siły na wieczór i tańce :) Udany pełen atrakcji wieczór - robiłem trochę za kamerzystę :D
Z Panną Młodą :) |
Spodobało mi się :)
A w niedziele - po 4 h snu jedziemy na zawody :) Jupiiiii - wszystko ok, gdyby nie deficyt snu :)
Miałem w podświadomości, że dzisiaj fabryka może nie działać do końca tak jakbym to sobie wymarzył. Sami dobrze wiecie, że organizmu nie oszukasz. Brak snu i cała noc na nogach, dużo pysznego jedzenia - musiało to dać o sobie znać :)
Ale w życiu oprócz biegania trzeba też ŻYĆ :) Miałem dwa wyjścia:albo odpuścić wesele albo zawody -
odpuszczając wesele pewnie zostałbym zabity przez swoją narzeczoną :)
odpuszczając zawody pewnie umierałbym z powodu wielkiego kaca :)
Udało się to pogodzić - dziwnie to zabrzmi, ale bez alkoholu też można się bawić :) a więc wilk syty i owca cała :)
12 km start 11:00 !!!
Przebrałem się - truchcik spokojny i standardowa rozgrzeweczka :)
Trasa bez atestu - jedni mówili, że jest 12.3 inni 12.6 hmm niby niewielka różnica, ale jednak tego dnia mogło mieć to duże znaczenie dla mnie - każdy metr bliżej był dla mnie zbawieniem :)
Temperatura 20 kilka w słońcu, a mnie suszy i suszy - ale po czym nie piłem przecież :)
Odpowiedz prosta - nie nawadniałem się odpowiednio, a nie przewidywałem takiej pogody więc miałem za swoje ;s
START !
Poszliśmy - stało się trzeba biegać :)
Pierwszy kilometr spokojnie 3:25 - samopoczucie dobre :)
Lecimy dalej 2 i 3 km po 3:12 więc zaczęło się rwanie ... Poleciałem z nadzieją, że nogi będą ze mną współpracować i maszyna się rozkręci :)
Nadzieja matką głupich ? Tak właśnie tym razem było :)
Po 4 km prowadziłem dialog z samym sobą i starałem się przekonać moje nogi, że dadzą radę przebiec to po 3:20 jednak nie udało się ich przekonać :P
Densing nocny i ta rozpusta jedzeniowa dała o sobie znać po 7 km .
Dziwne bóle brzucha jakbym był pełny - tak właśnie było :) o 1 jeszcze przecież jadłem przepysznego świniaczka z ognia i chleb z pieca :)
Trzeba było spokojnie kontrolować 3 miejsce, chociaż za plecami siedział mi Klaudiusz, z którym wygrałem tydzień wcześniej w Gnieźnie, ale zawody zawodom nierówne. Moja gorsza dyspozycja dnia tylko mi utrudniała wykonanie planu minimum .
Lecieliśmy razem od 5 km aż do 11 z haczykiem.
Wiatr tego dnia nie był moim sprzymierzeńcem, na szczęście każdemu wiało tak samo .
Od 8 km oglądałem się tylko czy nikt nas nie dochodzi i nie forsowałem tempa - nie było sensu :)
Nie zerkałem nawet na zegarek w jakim tempie biegniemy - nogi ciężkie, świeżości brak, więc nie myślałem nawet tutaj o jakiejkolwiek ucieczce :)
Aż nastał 11 km - wbiegamy do miasta ! Klaudiusz rusza jak z procy, a ja za nim ale tylko 100-150 metrów daję radę :o
Pomyślałem sobie czy już się pomylił, że tak zerwał czy ma tyle siły na finisz :P
Odpuściłem ;( ale tylko przez chwile :)
Podium może być - WALCZ CIENIASIE !
I ruszyłem o dziwo noga się zaczęła kręcić i odrobiłem 30-40 metrową stratę, a gdy poczułem zapach 3 miejsca nic już nie mogło mnie powstrzymać :)
Petarda została odpalona i bziummmm do mety :)
12.5 km - 42.49
Tempo szalone nie było, po 3:25 średnio, ale nie powiem - zmęczyłem się :P
3 miejsce OPEN :) Git !
Marzyłem tylko o zimnym piwku i łóżku :)
Szybka dekoracja i na najniższym stopniu podium, ale zawsze to podium :)
Piwko znalazło się bardzo szybko - Bojanowski Toporek bardzo smaczny :)
Smaczna kiełbaska !
Organizatorzy bardzo sympatyczni - herbatka, kawka, posiłek regeneracyjny, wspomniane piwko + woda, więc wszystko czego potrzebowałem tego dnia do szczęścia było :)
Nie mogę zapomnieć faktu, że właśnie w momencie, gdy ja zaczynałem swój bieg chłopacy walczyli już na królewskim dystansie :)
Warszawa Hamburg - Wielkie gratulacje za osiągnięte czasy :)
Podziwiam :)
Sam jakoś nie mam parcia na maraton - powodów jest kilka, ale to temat na nowego posta :)
Szczególne gratulacje dla Marcina Kęsego który poprawił swój wynik i uzyskał świetny czas 2:28:36 :) Szacunek dla niego za super postawę podczas biegu i walkę do samego końca :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz