poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Biegowo imprezowy weekend :)

Wreszcie weekend - dla niektórych czas odpoczynku jednak nie dla mnie ;o Te 2 dni toczyły się pod dyktando napiętego grafika :)

Sobota - o 7 już pobudka i Uniwersytecka Zadyszka na Kampusie Morasko w Poznaniu tym razem jednak po drugiej stronie barykady - kibic i pomiar czasu :)

Zawody z tej perspektywy odbiera się całkiem inaczej - mniej stresu i osobiście jak dla mnie mniej emocji, bo nie biegł nikt bliski memu sercu :P



Frekwencja dopisała :) Pogoda również - słońce z minuty na minutę aż do samego końca mocno nas przygrzewało. Trochę żałowałem, że nie wystartowałem, ale co za dużo to nie zdrowo :) PAMIĘTAJCIE. Przede mną był jeszcze długiiiii dzień :)



Wesele Agaty i Miłosza :) trzeba było zachować siły na wieczór i tańce :) Udany pełen atrakcji wieczór - robiłem trochę za kamerzystę :D

Z Panną Młodą :)




Spodobało mi się :)

A w niedziele - po 4 h snu jedziemy na zawody :) Jupiiiii - wszystko ok, gdyby nie deficyt snu :)

Miałem w podświadomości, że dzisiaj fabryka może nie działać do końca tak jakbym to sobie wymarzył. Sami dobrze wiecie, że organizmu nie oszukasz. Brak snu i cała noc na nogach, dużo pysznego jedzenia - musiało to dać o sobie znać :)

Ale w życiu oprócz biegania trzeba też ŻYĆ :) Miałem dwa wyjścia:albo odpuścić wesele albo zawody -
odpuszczając wesele pewnie zostałbym zabity przez swoją narzeczoną :)
odpuszczając zawody pewnie umierałbym z powodu wielkiego kaca :)

Udało się to pogodzić - dziwnie to zabrzmi, ale bez alkoholu też można się bawić :) a więc wilk syty i owca cała :)

12 km start 11:00 !!!

Jeszcze przed biegiem miałem trochę roboty, bo pomiar czasu sam się nie zrobi, a pomóc trzeba było. Rozłożenie bramy i innych dupereli spowodował, że nie myślałem o starcie w biegu więc jakikolwiek stres miałem za sobą :P

Przebrałem się - truchcik spokojny i standardowa rozgrzeweczka :)

Trasa bez atestu - jedni mówili, że jest 12.3 inni 12.6 hmm niby niewielka różnica, ale jednak tego dnia mogło mieć to duże znaczenie dla mnie - każdy metr bliżej był dla mnie zbawieniem :)

Temperatura 20 kilka w słońcu, a mnie suszy i suszy - ale po czym nie piłem przecież :)

Odpowiedz prosta - nie nawadniałem się odpowiednio, a nie przewidywałem takiej pogody więc miałem za swoje ;s

START !



Poszliśmy - stało się trzeba biegać :)

Pierwszy kilometr spokojnie 3:25 - samopoczucie dobre :)

Lecimy dalej 2 i 3 km po 3:12 więc zaczęło się rwanie ... Poleciałem z nadzieją, że nogi będą ze mną współpracować i maszyna się rozkręci :)

Nadzieja matką głupich ? Tak właśnie tym razem było :)

Po 4 km prowadziłem dialog z samym sobą i starałem się przekonać moje nogi, że dadzą radę przebiec to po 3:20 jednak nie udało się ich przekonać :P

Densing nocny i ta rozpusta jedzeniowa dała o sobie znać po 7 km .

Dziwne bóle brzucha jakbym był pełny - tak właśnie było :) o 1 jeszcze przecież jadłem przepysznego świniaczka z ognia i chleb z pieca :)

Trzeba było spokojnie kontrolować 3 miejsce, chociaż za plecami siedział mi Klaudiusz, z którym wygrałem tydzień wcześniej w Gnieźnie, ale zawody zawodom nierówne. Moja gorsza dyspozycja dnia tylko mi utrudniała wykonanie planu minimum .

Lecieliśmy razem od 5 km aż do 11 z haczykiem.

Wiatr tego dnia nie był moim sprzymierzeńcem, na szczęście każdemu wiało tak samo .

Od 8 km oglądałem się tylko czy nikt nas nie dochodzi i nie forsowałem tempa - nie było sensu :)

Nie zerkałem nawet na zegarek w jakim tempie biegniemy - nogi ciężkie, świeżości brak, więc nie myślałem nawet tutaj o jakiejkolwiek ucieczce :)

Aż nastał 11 km - wbiegamy do miasta ! Klaudiusz rusza jak z procy, a ja za nim ale tylko 100-150 metrów daję radę :o

Pomyślałem sobie czy już się pomylił, że tak zerwał czy ma tyle siły na finisz :P

Odpuściłem ;( ale tylko przez chwile :)

Podium może być - WALCZ CIENIASIE !

I ruszyłem o dziwo noga się zaczęła kręcić i odrobiłem 30-40 metrową stratę, a gdy poczułem zapach 3 miejsca nic już nie mogło mnie powstrzymać :)

Petarda została odpalona i bziummmm do mety :)



12.5 km - 42.49

Tempo szalone nie było, po 3:25 średnio, ale nie powiem - zmęczyłem się :P



3 miejsce OPEN :) Git !



Marzyłem tylko o zimnym piwku i łóżku :)

Szybka dekoracja i na najniższym stopniu podium, ale zawsze to podium :)

Piwko znalazło się bardzo szybko - Bojanowski Toporek bardzo smaczny :)

Smaczna kiełbaska !

Organizatorzy bardzo sympatyczni - herbatka, kawka, posiłek regeneracyjny, wspomniane piwko + woda, więc wszystko czego potrzebowałem tego dnia do szczęścia było :)

Nie mogę zapomnieć faktu, że właśnie w momencie, gdy ja zaczynałem swój bieg chłopacy walczyli już na królewskim dystansie :)

Warszawa Hamburg - Wielkie gratulacje za osiągnięte czasy :)

Podziwiam :)

Sam jakoś nie mam parcia na maraton - powodów jest kilka, ale to temat na nowego posta :)



Szczególne gratulacje dla Marcina Kęsego który poprawił swój wynik i uzyskał świetny czas 2:28:36 :) Szacunek dla niego za super postawę podczas biegu i walkę do samego końca :)





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz