wtorek, 1 września 2015

BMW Półmaraton Praski

BMW Półmaraton Praski 

Brutalna rzeczywistość :D

Zabieram się po raz n-ty do napisania kilku słów o niedzielnym starcie, ale jakoś mi to nie wychodziło - może po prostu chcę o nim jak najszybciej zapomnieć, bo tak właśnie jest :) . Niestety plan pobicia rekordu życiowego nie udał się. Emocje już opadły, więc mogę z chłodną głową napisać kilka słów o tym starcie, przygotowaniach i powodach dlaczego się nie udało.

Treningi szły w dobrą stronę jak sami mogliście zauważyć, po moich wpisach nie było widać żadnego kryzysu, załamania czy braku motywacji :) Bo tak też było - pełna koncentracja, pewność dobrze wykonanej pracy i świadomość tego, co mnie czeka w dzień startu - mobilizacja jak nigdy dotąd :P

Wybraliśmy się już w piątek wieczorem do Warszawy, żeby na spokojnie odebrać w sobotę pakiet i odpocząć przed niedzielą, żeby nie było to robione na wariackich papierach. W sobotę trening z rana o 8:45 tak samo jak start biegu i niestety temperatura dawała o sobie znać - miałem nadzieję, że w niedzielę będzie chłodniej, ale niestety było jeszcze gorzej. Spokojne 8 km po Lasku Bielańskim, szybkie śniadanie i wycieczka do biura zawodów.

Tutaj pusto, cisza, zero kolejek :) Spotkaliśmy jeszcze znajome mordki z Poznania, wpisaliśmy się na tablicę pamiątkową i pojechaliśmy na obiad do Złotych Tarasów. 





Popołudnie leniwie - odwiedziliśmy pobliską halę AWF-u gdzie odbywały się zawody w Taekwondo i leżakowanie - i wtedy zaczęło się myślenie o biegu ajć . 

Padłem o 22 i tradycyjnie pobudka o 5 żeby 4 h przed zawodami coś zjeść (tak tak już mam). Wciągnąłem śniadanie i spać budzik na 6 :) Jak to się stało, że nas nie obudził ? Nie wiem . Dobrze, że kobieca intuicja Agnieszki obudziła nas o 6:36 i w kwadrans musiałem się ubrać, spakować rzeczy na bieg, bo oczywiście dzień wcześniej tego nie zrobiłem i wyjść, żeby zdążyć na tramwaj . Ziewałem całą drogę - nie mogłem się obudzić - jakby mnie ktoś wyrwał z łóżka w środku nocy :(

Rozgrzewka tradycyjnie beż żadnych problemów - fakt nie czułem jakiegoś super luzu, ale nogi nie były z ołowiu jak to czasem bywało :D



Przebieżki mnie upewniły, że jest moc w nogach i można szybko pobiegać :)

Oczywiście jak stolica to cała elita polityków, dziennikarzy, blogerów - normalnie wszyscy biegają :D 
Największe wrażenie zrobiła na mnie Wanda Panfil nasza mistrzyni świata w maratonie - technika nadal do pozazdroszczenia :)





A teraz sedno ... START ! Miałem biec zgodnie z planem - miałem, bo jakoś wcielić go w życie nie mogłem od pierwszego kilometra.



Czołówka uciekła od razu...

Do pierwszego kilometra biegłem w grupce 4 osobowej .

1 km 3:19. więc zwolniłem czułem, że jest za szybko nie czułem swobody .

Grupka uciekła - nawet czarnoskóre zawodniczki mnie mocno odstawiły.

Biegłem z chłopakiem z Kielc - krótka pogawędka i lecimy na 1:13 taki był plan :D

Wyłączyłem LAPY w zegarku i łapaliśmy sobie na chorągiewkach . Super będzie dokładnie ale ... ktoś je porozstawiał jak leci, raz 50 metrów bliżej raz 50 metrów dalej.

2 kilometra nawet nie widzieliśmy ;( 

Zgłupiałem wręcz, niespokojna głowa nie pomagała utrzymać tempa. 

Doleciałem do 5 km i 17:42 pokazało mi się na zegarku - ZJEBAŁEM !




Wtedy już wiedziałem, że dałem dupy na samym początku biegu .

Przyśpieszyliśmy ale właśnie od 5 km zaczęła się 3 kilometrowa prosta, gdzie ciut wiało w mordkę ale co gorsza słoneczko ładnie prażyło . Zmienialiśmy się, żeby każdy mógł trochę odpocząć od wiatru, ale jakoś tempo nie było szaleńcze - czułem, że biegnę wolniej niż na treningu i tak też było ale nie byłem w stanie przyśpieszyć na tyle aby osiągnąć wymarzony wynik.


Po nawrotce na 8 km zerwaliśmy co by trochę nadrobić, bo była jeszcze nadzieja na dobry wynik... doszliśmy dwie murzynki i trzymaliśmy równo mocne tempo,ten zryw był tylko chwilowy . Wiatr był delikatnie w plecy, normalnie zrobił się piekarnik . I tu też odezwała się pięta którą załatwiłem sobie w ostatnim tygodniu. Bolało ale była taka adrenalina, że dopiero po biegu zobaczyłem co tam się stało - lepiej tego nie opisywać :)

10 km - 35:29 i koniec marzeń.

Łapałem wodę na każdym punkcie aż na 13 km chcąc się schłodzić wziąłem mokry ręcznik na szyję i polałem sobie twarz IZOTONIKIEM :) amatorka pełną gębą - jeszcze wiele się muszę nauczyć w tej kwestii :)



Oczy czerwone zatarte na maksa, trochę straciłem rytm biegu. Mijąc 15 km nie miałem złudzeń, że zawiodłem . Skończyło się bieganie o czas . Przyczepiła się mnie czarnoskóra zawodniczka która chowała się za plecami przed wiatrem. Coś tam gadała do mnie ale byłem tak zły na siebie, że byłem bardzo nietowarzyski . Odliczałem już kilometry do mety... łapałem czasy na każdej chorągiewce i za każdym razem się tylko załamywałem coraz bardziej .

Na 18 kilometrze wyprzedziła mnie dwójka zawodników i spadłem na 12 miejsce !

Ale to była żenada ! Co się ze mną stało nie mogę do dnia dzisiejszego zrozumieć.

Biegłem, bo biegłem bez ducha walki, bez szans na dobry wynik. 

Jak zobaczyłem chorągiewkę 20 kilometr zrobiło mi się smutno, że dałem się wyprzedzić jeszcze na ostatnich metrach i ruszyłem jakbym robił jakieś odcinki na treningu. 

Ostatni kilometr w 3.07 i wyprzedziłem 3 zawodników wbiegając na metę z super czasem 1;15:40.






Uświadomiło mi to tylko jedno, że rezerwa była wielka. Co nie zagrało tego dnia ? Głowa ? Pogoda ?

Pogodę każdy miał jednakową :) Nie ma co się nad sobą użalać chociaż szkoda ciężkiej pracy jaką wykonałem przed tym półmaratonem. Trzeba wyciągnąć wnioski i spokojnie trenować dalej przecież świat się nie kończy a 9 miejsce open nie jest złe chociaż nie po miejsce tutaj przyjechałem a po czas !

Wiem jedno !!!

NIE CHCE BIEGAĆ PÓŁMARATONU :) 

Dziękuję wszystkim którzy we mnie wierzyli i przepraszam, że zawiodłem - tak to już bywa. To nie był dzień konia .

Jedno jest pewne samym bieganiem już nie poprawię wyników a rezerwy w innych sferach są wielkie, może inaczej zaniedbuję ważne aspekty, żeby szybciej biegać ale o tym może innym razem co by za bardzo po sobie nie jechać :) Samokrytyka osiągnęła apogeum więc lepiej już skończę :)

Widzimy się na ścieżkach biegowych :)

Oceniając imprezę to 8 na 10 . Mało Toi Toi przy starcie - większość schowana w Parku Skaryszewskim no i te chorągiewki z kilometrami rozstawione na oko. Mało efektywny start ludzie jakoś bardzo rozproszeni byli - miałem problem wejść do strefy poniżej 1:20 . Plusy - punkty z wodą super, odbiór pakietów sprawny no i duża liczba kibiców - biegacze biegaczy dopingowali :D Doping od biegnących po drugiej stronie drogi był pozytywnie nakręcający :)

Czy wrócę za rok ? Jednak NIE :) 


I na zakończenie kilka fotek :D

































3 komentarze:

  1. wiem, że się czujesz zawiedziony, ale i tak należą Ci się wielkie brawa :) jesteś niesamowicie konsekwentny i chyba po prostu zbyt wymagający od siebie :) dla mnie jesteś wielką motywacją i inspiracją! trzymam kciuki za kolejne starty!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierdzielisz masz potencjał do półmaratonu :) Ja wierze w Twój wynik musisz zaatakować w lepszych warunkach pogodowych wrócić wiosną - w marcu Warszawa lub Ostrzeszów!!! :) Obóz w lutym zaliczymy i będzie git!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie brawa. !!!! Taki czas w takich warunkach - szacun :)

    OdpowiedzUsuń