niedziela, 6 marca 2016

City Trail 2015/2016

W poszukiwaniu formy

Siadając do pisania tego posta patrzę z perspektywy czasu i porównuje te wszystkie biegi do zeszłego roku. Dlaczego w tym było wolniej ? Dlaczego nie nawiązałem walki o 2 miejsce ? Dlaczego ...

   Wiadomo, że zawsze chcemy jak najlepiej wypaść na zawodach jednak nie każdy start to życiówka. Ten cykl City Trail był dla mnie prawdziwą walką nie tylko z czasem, ale również z małymi problemami zdrowotnymi. 

   Pierwszy start i czas 16:18 - powiedziałem sobie : Nie jest źle i wchodzimy w mocniejszy trening. Treningi szły fajnie do momentu, aż zaczęło odzywać się rozcięgno podeszwowe. Ból, dyskomfort, niepewność, bo pomimo tego wszystkiego starałem się jakoś trenować. Nie były to wielkie obciążenia, bo całą energię poświęciłem na walkę z tą bardzo przykrą kontuzją. 




   Bieg 2 i czas 16:38 - tego dnia nie było mnie stać na więcej, a rywale ostro odjechali. Był to dopiero listopad, więc daleka droga do zbudowania formy, jednak jakoś głowa wtedy dostała ostro.


   Przed 3 startem niestety kontuzja nie odpuszczała - walczyłem z nią ponad miesiąc. Z pomocą przyszedł mi Krzysiek - Fizjoterapia biegacza, który doprowadzał mnie systematycznie do pełni zdrowia! Czas 16:07 - światełko w tunelu na złamanie bariery 16 minut się pojawiło :)



   W styczniu na szczęście wszystkie problemy zdrowotne dały mi spokój :) zostały w 2015 roku i oby nie wracały. Podczas 4 biegu 16:03 i wielki niedosyt, bo bałem się po wcześniejszych biegach zaryzykować i powalczyć o lepszy czas. Pewność siebie powoli wracała, a tym samym chęć walki i chrapka na lepsze wyniki.



   Lutowe zawody biegałem tydzień po powrocie ze Szklarskiej, gdzie wykonałem kawał dobrej roboty. Nogi czuły cały czas kilometry wybiegane w górach, jednak podczas biegu była moc i skończyłem z czasem 15:52.



   Ostatni start traktowałem już jako wielki eksperyment. Tydzień poprzedzający sobotni bieg był najcięższym biegowo okresem i nawet nie śniłem, że złamanie 16 minut jest możliwe. 

   Dzień przed biegiem jeszcze 14 km na treningu i nie były to wolne odcinki, a w dniu biegu na rozgrzewce masakra jakaś. Nogi bardzo ciężkie, ale na rytmach jakoś powoli puszczały. Gdy wystartowaliśmy do 2 km biegło mi się w miarę komfortowo. Pierwszy kilometr otwarty w 3:06, drugi w 3:08 i wtedy zostałem 5-10 metrów za czołówką. 10-20-30 metrów - niestety jak puściłem ich to oddalali się w zastraszającym tempie, a ja miałem świadomość, że jestem żółwiem. Mijając 3 km podłączył się do mnie rowerem Krzysiek i to dzięki niemu udało się dociągnąć do końca. Jego krzyki niosły mnie do mety :) Po minięciu 4 km w sumie to mało widziałem :P dyszałem jak lokomotywa i miałem zwyczajnie dość. Nie oglądając się leciałem do mety dopingowany przez stojących na trasie kibiców.

 Meta i 15:52 ? Hmmm jak to możliwe :o Miałem wrażenie, że ostatnie 2 km to przeczłapałem. 





   Jedno jest pewne ten cykl City Trail w moim wykonaniu był po prostu słaby i mam tutaj pełną tego świadomość. Borykając się z kontuzją nie mogłem dać z siebie wszystkiego na pierwszych 3 biegach i jakoś te emocje ze mnie opadły. Mam nadzieję, że za rok powalczę po raz kolejny o miejsce na podium :) Bo oczywiście zamierzam startować . 

   Dziękuję Krzyśkowi - Fizjoterapia biegacza za opiekę medyczną i pomoc w walce z moimi małymi, czy też większymi problemami zdrowotnymi, bez niego cykl ten mógłby wyglądać o wiele gorzej, a podczas ostatniego biegu nawet skończyć się nieukończonym biegiem. 

Wielu z Was zauważyło i pytało: dlaczego nie Maratończyk Poznań? Pomarańczowe barwy już nie będą mi towarzyszyły w dalszej zabawie w bieganie. Ten etap uważam za zamknięty. Koszulka startowa schowana na dnie szafy, a ja ruszam z wielkim optymizmem w nowy sezon. 


   Pozdrawiam i widzimy się na zawodach w sezonie :)


   Dziękuję za zdjęcia Tomasz Szwajkowski, Piotr Oleszak :)
   









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz