wtorek, 19 kwietnia 2016

9 PKO Poznań Półmaraton

Nie zawsze trzeba się ścigać, aby mieć satysfakcję ze startu


   Tegoroczny Poznań Półmaraton był dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. Z racji, że nie walczyłem o poprawę rekordu życiowego, postanowiłem zrobić w ramach zawodów owocny trening. Start w biegu przyszedł bardzo spontanicznie, nie planowałem biec półmaratonu, ale jak wiecie o moją regenerację dba Krzysiek - Fizjoterapia Biegacza (https://www.facebook.com/Fizjoterapia-Biegacza-935226236498238/?fref=ts, a tak się składa, że jednym z jego pacjentów jest Jacek. Tak od słowa do słowa i wyszło, że pomagałem mu poprawić życiówkę i walczyć o jak najlepszy wynik. Spotkaliśmy się w tygodniu omówić jak ma wyglądać bieg, na co liczy i czego oczekuje. Wiedziałem, że jestem w stanie spokojnie to pobiec, ale jednak trochę stresik był. Swoich treningów nie odpuszczałem, więc niedzielny start potraktowałem jako "przetarcie".



   Plan nie zawsze odwzorowuje się w rzeczywistości, możesz trenować solidnie, odpowiednio się regenerować, a tego jednego dnia jednak coś nie wypali. Nie lubię, gdy tak się dzieje. Taki urok sportu, taka karuzela jest dla nas normalką. Mnie to spotkało na Maniackiej, więc dobrze znam ten stan.Wtedy zawsze zastanawiam się, czy gdzieś w przygotowaniach popełniono błąd.

   Pogoda nie sprzyjała, nie dość, że mocne opady deszczu, to jeszcze temperatura szału nie robiła. Na miejscu byłem o 7:30, więc tłumów jeszcze nie było, ale z minuty na minutę hala zapełniała się zawodnikami. Oczywiście nikt nie kwapił się rozgrzewać na zewnątrz, deszcz nie ustępował, a wśród zawodników było słychać pozytywne bojowe teksty, że pogoda nam nie straszna, to co utkwiło mi w pamięci : "Fajnie, że pada ! Im więcej przeciwności losu, tym lepiej będzie smakowała życiówka"  I podejście tego Pana było idealne do warunków :D

   Rozgrzewka - kilka przebieżek, na start udałem się na ostatnią chwilę. Kwadrans do startu jeszcze chowałem się pod parasolem, ale gdy się przebrałem w strój startowy i zrobiłem 2 rytmy byłem już cały mokry. Cały ! A zawody jeszcze na dobre się nie rozpoczęły.

   Na starcie same znajome twarze nie tylko z Poznania :) Fajnie było spotkać ludzi, których na co dzień obserwuję i wszystko toczy się w wirtualnym świecie.

   Nie powiem, że im bliżej startu coś tam w brzuchu się kręciło. Nerwy ? Tempomatu w nogach nie mam, a tym razem coś takiego by się przydało :) Nie szybciej niż 3:40-3:45 do 10 km i zobaczymy jak będzie się sytuacja przedstawiała. Taki był plan wstępny, ale wszystko w trakcie biegu monitorowaliśmy.

   Przed biegiem analizując trasę wiedziałem, że początek może być mocny, więc zerkając co chwilę na zegarek złapałem właściwe tempo i nie nie zrywałem. Normalnie pewnie bym ruszył, bo nogi rwały się do przodu, ale nie tym razem :) Przycisk rywalizacji wyłączyłem w głowie, a włączyłem cieszenie się biegiem i zwiedzanie Poznania !

   Start o 9 ! Poszli ! Ciasno... oj ciasno. Nie ruszyłem jak wystrzelony z procy, a spokojnie i odniosłem wrażenie po 500 metrach, że tupiemy jak słoniki, bo wszyscy nas mijali. Zegarek pokazywał swoje, tempo jest takie jak zakładaliśmy. Podczas biegu cały czas kontrolnie spoglądałem przez ramię, czy Mezo biegnie obok, co kilometr krzycząc mu tempo. Osobom, które biegły w naszym towarzystwie bardzo to pomagało.




   Pierwsze 5 km odpowiednio :

1 km - 3:44

2 km - 3:42

3 km - 3:44

4 km - 3:43

5 km - 3:44 - 18:37 - wrzuciłem hasło PANOWIE ZA WOLNO !

Uformowała się dość liczna grupa biegaczy i co chwilę ktoś mnie pytał na ile prowadzę, dlaczego nie mam balonika, co ja tu robię :o Pozdrawiam wszystkich, którzy biegli do 9 km w tej grupce !

   Tutaj nastąpił chyba kluczowy moment biegu... 9 km wyszedł w 3:47 oglądam się i wiem, że coś jest nie tak. Krótka rozmowa i zmiana planów ! Delikatnie zwolniliśmy. Czekałem na 10 km, żeby skontrolować na jakim jesteśmy etapie i na co nas stać - szybkie przeliczenie w głowie i jedziemy dalej. Życiówka to plan minimum więc jest o co walczyć !

10 km - 37:45 czyli jakby nie patrzyć średnia koło 3:46 wyszła. Miałem nadzieję, że druga moim zdaniem cięższa część dystansu pozwoli na dobiegnięcie do mety poniżej 1:21. Wliczając narastające zmęczenie i niestety nieustannie padający deszcz.

   Odcinek między 10 a 15 km był chyba najbardziej męczący psychicznie, podbieg, wypłaszczenie, zbieg i podbieg, osobiście nie lubię takich pofałdowanych odcinków. Jeden porządny podbieg, jedno cierpienie i jedziemy dalej, a tutaj taka huśtawka. Kibice na tym odcinku na szczęście nie zawiedli! Niesieni dopingiem jakoś przetrwaliśmy ten odcinek.

   Czułem się już troszkę wychłodzony i słychać było tylko chlup, chlup z namokniętych butów.

   Łapałem lapy na każdym kilometrze i niestety tempo spadło. 15 km 57:32 więc ciągle miałem w głowie szansę na 1:21. Sorki Jacek za czasem głupie teksty, ale jak inaczej motywować ;) Nie pitol i zapierdzielaj :D to tylko delikatne słowa, które się czasem wymsknęły ;] najważniejsze, że trzymaliśmy tempo. Grunwaldzka to prawie już jak meta, a jednak trochę jeszcze zostało.

   No i nie mogę nie wspomnieć o "Suchym", którego poznałem na biegu. Od 12-13 km jakoś się spikneliśmy i wpadliśmy w pogaduchy nie zapominając o rozbijaniu wiatru i trzymaniu tempa :) Coś czuję, że gdybym bieg na 1:30 czy też jakikolwiek inny czas partnerów do rozmów byłoby sporo !

   Biegnąc w takim tempie widziałem rzeczy, których przy zasuwaniu na maksa nie widzę. Kibice, całą tą otoczkę, która jest magią Poznańskiego Półmaratonu :) Przybijanie piątek z dzieciakami i ich radość coś nie do opisania ! Było kilka takich miejsc, gdzie nie było słychać własnych myśli :) Czasem w pogoni za wynikami człowiek tego nie zauważa, więc taki bieg jak ten raz na rok jest idealną odskocznią.

   Grunwaldzka ciągnęła się oj ciągnęła ! Jakoś nie chciał dystans uciekać.

   Przed 20 km powiedzieliśmy Jackowi, że już niecały kilometr do mety :D Takie małe oszustwo.

   I taki mój osobisty sposób na motywację : gonimy Pana w niebieskim i booom wciągneliśmy gościa : ) spiker krzyczał, że jeszcze 200 metrów do mety. Tak 200, ale głos było słychać ponad pół kilometra dalej :D Więc potwierdziłem, że Pan ma rację :D nie zwalnialiśmy !

   20 km - 1:17:26

   No to teraz gonimy Pana w zielonym - oj ten był trochę daleko, ale finisz to finisz ! Strzeliliśmy jak z procy ! Tempo na zegarku 3:21 więc musiałem trochę te nóżki rozpędzić, a nie spodziewałem się takich rezerw u kompanów biegu. Gdy już widać było skręt na targi i niebieski dywan, wspomniany Pan w zielonym stawał się realnym celem do osiągnięcia. Krzyki, piski i wrzawa tylko nas napędzała i przed samą metą "zielony" cel został dogoniony, a czas 1:21:07.





   Nie mi oceniać czy to sukces czy nie, ale jedno jest pewne należ stawiać sobie wysokie cele i je realizować to podstawa. Plan był ambitny, wyszła życiówka więc jest się z czego cieszyć. Warunki nie sprzyjały, więc co by było gdyby... Gdyby noga się zakręciła, a pogoda sprzyjała? Gdyby był ten luz w nodze ;]

   Po biegu nie zabrakło smacznego piwka i długich rozmów :)



   Kibice :) Oni w Poznaniu jeszcze nigdy mnie nie zawiedli. Tak było i tym razem, nie dało się odczuć samotności w trakcie biegu. Cała trasa obstawiona - ogromna wdzięczność od nas biegaczy - czasem na trasie dopada zmęczenie, zwątpienie, czy też jakiś niekontrolowany skurcz, a oklaski i ciepłe słowa pozwalają zebrać się w sobie i ruszyć dalej, walczyć. wszystkich którzy pomimo pogody gdzieś tam wyszli i starali się nas wspomagać, bezcenna pomoc :)
   Pozwolę sobie podsumować trochę imprezę. W formie plusów i minusów będzie to najbardziej czytelne:

PLUSY

+ trasa na wielki plusik. Nie zmieniajcie jej przez najbliższe edycje :) za rok chcę pobiec na niej po wynik !

+ kibice i atmosfera przez nich zgotowana

+ punkty żywieniowe na trasie i ich obsługa

+ lokalizacja w centrum miasta na targach

+ OGÓLNA ATMOSFERA IMPREZY ! nawet deszcz tego nie zepsuł :D

MINUSY

- wąski start, temat do przemyślenia, jeśli byłaby szansa jakoś to powinno być rozwiązane w inny sposób.

- strefy czasowe. Temat do oddzielnej analizy. Wina jest tutaj po stronie organizatora jak również biegaczy!

- pacemakerzy - niestety bardzo słabe oznakowanie, część baloników w ogóle nie była widoczna, przy takiej ilości osób wydaje mi się, że powinno być ich więcej i powinni być widoczni nie tylko dla osób, które trzymają się ich w odległości metra.

   Na koniec serdeczne podziękowania dla Krzyśka za dotychczasową pomoc :) Dla Agnieszki, że nadal wytrzymuje te moje ciągłe treningi, wyjazdy na zawody i jest obok wspierając mnie w słabszych chwilach.

   Zapraszam na http://mezo.pl/teza-meza. Tutaj też kilka słów od Jacka. A na https://www.facebook.com/Mezokracja/timeline krótkie migawki z biegu :)

   Zabawa trwa dalej :D


   Nawet tętno w trakcie biegu ładnie się kręciło między 155-165, średnio wyszło 159. Idealnie :D


 


 
 

















2 komentarze:

  1. zgadzam się ze wszystkimi plusami i minusami :) szczególnie z tym starem - u Ciebie na pewno nie dało się tego odczuć, bo mniej ludzi biegnie na "takie" czasy, a u mnie po mecie przez kilkanaście metrów nie dało się biec, trzeba było iść, bo był taki tłok :/ poza tym oczywiście wspaniale :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna relacja

    OdpowiedzUsuń